wtorek, 30 lipca 2013

Osładzamy sobie życie

Desery są pyszne. Jeden batonik nic nie zmieni. Albo pyszne lody w upalny dzień. Wydawało by się, że to coś małego, nic nie znaczącego. Wydawałoby się, że jedno ciastko dziennie mieści się w granicach normy. Ostatecznie jednak każde ciastko to kalorie. A powyżej dziennego zapotrzebowania zaczyna się problem. Narasta z każdym dniem i po roku.... 10 kg więcej.
Tak, znam z autopsji. Ale też wiem jak zaradzić.





Po pierwsze należy oszacować ile potrzebujemy dziennie kalorii.
Jakiś mądry gość napisał zatem równanie dzięki któremu dowiemy się gdzie jest nasza granica.
Bilans energetyczny (BMR) liczymy następująco:
BMR = 66 + (13,7 x TWOJA WAGA W KILOGRAMACH) + (5 x TWÓJ WZROST W CENTYMETRACH) - (6,8 x TWÓJ WIEK W LATACH)
Następnie zastanówmy się ile sportu uprawiasz lub jak wygląda twój dzień/twoja praca.

1. Jeżeli ćwiczysz sporadycznie albo wcale:
BMR x 1,2

2. Umiarkowany sport (2-3 razy w tygodniu, praca siedząca)
BMR x 1,375

3. Średnia aktywność (3-5 razy w tygodniu, praca siedząca)
BMR x 1,55

4. Duża aktywność (intensywne ćwiczenia co najmniej 6 razy w tygodniu, praca w ruchu)
BMR x 1,725

Ja jestem pomiędzy numerem 2. i 3. Uprawiam sport 2-3 razy w tygodniu, ale moja praca nie do końca jest biurowa/siedząca. Ale przyjmijmy, że będę w grupie 2.

Zatem mój wynik to: 1529,4 x 1,375=2102,925

Podobno do samego funkcjonowania ciała potrzebujemy 1200 kcal. Zatem wszystko co powyżej pomoże nam być aktywnymi lub zmagazynuje się jako tłuszczyk. Restrykcyjnych diet nie cierpię. Wolę racjonalne, powolne działanie poprzez odjęcie niewielkiej ilości kalorii.

Zatem batoniki żegnajcie. Słodycze żegnajcie.

A czy ktoś wie jakie odstępstwo od tego przyrzeczenia nie będzie grzechem? Jeden deser w tygodniu, a może w miesiącu? Hmmm.....




niedziela, 21 lipca 2013

GLOSSYBOX

Kiedy człowiek pracuje, a do komputera siada tylko żeby przygotować się do pracy, sprawdzić maile, ewentualnie obejrzeć jakiś film to ciężko o nowinki i podążanie za szybko zmieniającą się rzeczywistością.
Ponieważ przez ostatni rok, a może nawet dłużej żyłam głównie pracą i bardzo przyziemnymi problemami zabrakło czasu i chęci na coś więcej. Dopiero od kilku tygodni w miarę regularnie czytam gazety i przeglądam internet. Przez przypadek w sieci odkryłam GLOSSYBOX. Ta prostota, a zarazem piękno urzekło mnie od samego początku, a kiedy okazało się, że i ja mogę je mieć...

 I tak oto czekam na kosmetyki i zastanawiam w jakim przyjdą terminie i co będzie w środku.

Jakieś doświadczenia?? Podzielcie się nimi.






Burberry fall/winter 2013

Uwielbiam, uwielbiam i jeszcze raz uwielbiam Burberry. Stać mnie jedynie na perfumy, ale pooglądać zawsze można. W najnowszej kolekcji jest kilka świetnych rzeczy (według mnie oczywiście ;)). Oto i one:














WAKACJE



Wakacje czyli nieco odpoczynku i przynajmniej kilka dni wolnego. Takiego prawdziwego wolnego czyli wyjazd. Choć mieszkam w górzystym terenie mój wyjazd jest jeszcze bardziej górski. Zatem witam Zakopane, a do pisania wrócę za tydzień:) Ale mała niespodzianka też będzie:)

sobota, 20 lipca 2013

Sale

Uwielbiam dwa miesiące w roku. Grudzień i lipiec. Czyż to nie dziwne, że miesiące te są tak odległe?! Wydawałoby się, że nieco oszalałam i nie do końca mija się to z prawdą. Otóż mój zawrót głowy związany jest z największymi w owym czasie wyprzedażami. Ciuchy można kupić nawet do 70% taniej, co przy moich zarobkach jest zbawienne dla budżetu.

W grudniu chętnie odwiedzam H&M w poszukiwaniu bielizny, wzorzystych rajstop w ładnych kolorach oraz spódnic. W lipcu nie mogę się powstrzymać przez odwiedzeniem Zary, Camaieu, Reserved czy innych pobliskich sieciówek. Nowe buty, torebki, koszulki i spodnie jakby same stają się moje. I te promocje w sklepach internetowych.

Oto co upolowałam w ostatnich dniach:


A przede mną jeszcze kilka dni szaleństwa. Jakie sklepy są zatem godne uwagi?? Czekam na wasze info.

Ja

Niedawno skończyłam studia. Nigdy nie było łatwo, ale dziś nieźle wspominam tamte 25 lat. Teraz praca, dom, praca, dom i zero perspektyw na normalną przyszłość. Dla jasności nie pracuję w korporacji i nie zarabiam grubej kasy. Jestem nauczycielką w prywatnej szkole i dorabiam graniem na skrzypcach. Zawsze marzyłam o muzycznej karierze, ale jak widać kariery tu nie ma. Jestem mega pesymistką, wszystko widzę w czarnych barwach i strasznie narzekam. Ostatnio sama mam tego dosyć i postanowiłam poszukać pozytywów w życiu.

W sumie nigdy nam się w domu nie "przelewało". Jak miałam 18 lat postanowiłam kupić nowe skrzypce i okazało się, że bez 5 000 zł na start się nie obejdzie. Czyli nici z pomysłu. A jednak. Pojechałam do Katowic, rozłożyłam mój stary instrument na środku drogi i zaczęłam grać. Po dwóch miesiącach codziennego koncertowania zarobiłam tyle ile trzeba. Kupiłam nowy instrument i nawet napisali o mnie w gazecie i wspomnieli kręcąc film dokumentalny.

W kolejne wakacje za zdobyte pieniądze kupiłam nowy smyczek i mnóstwo potrzebnego sprzętu.



Potem zdałam na studia, ale grałam dalej. Zarobiłam na drugi kierunek. Dziś gram, żeby opłacić czynsz. A za pieniądze z uczenia opłacam całą resztę. Bo interesuje mnie tyle rzeczy. Uwielbiam czytać, lubię sport, chciałabym używać tylko eko kosmetyków, zdrowo jeść, bawić się modą, zdobyć aparat i nauczyć się robić profesjonalne zdjęcia. Na studiach dowiedziałam się, że pisanie też jest moją pasją. A to wszystko dopiero początek tego co chciałabym jeszcze robić.

I zamiast realizować to co chcę ja się ograniczam.

Od kilku dni wakacje. Nieco więcej czasu, mniej uczniów. I ja z myślami w mojej głowie. Doszłam zatem do wniosku, że skoro inni robią, a ja siedzę to mi coś ważnego umyka. A życie krótkie jest!

Dlatego zrobię wszystko co chcę , a wy będziecie mogli mnie linczować :D lub wspierać ;)


Termin

Jestem bardzo pracowita. Całe życie powtarzają mi, że dzięki mojej pracowitości i upartemu dążeniu do celu udało mi się wiele zrobić. Inni mówią, że się zapracowuję, a pieniądze marne. Jeszcze inni, że jestem zanadto obowiązkowa i poukładana.
I faktycznie dużo zrobiłam i o wielu rzeczach pamiętam. Dni jednak mijają, a ja nie do końca potrafię robić coś dla siebie i dotrzymać słowa samej sobie! Żeby to zmienić postanowiłam pisać, ale jakoś nie bardzo szło. Zapału było mimo wszystko zbyt mało. Teraz kiedy życie stało się "cięższe" widzę, że było mi za dobrze i ogarnęło mnie pewnego rodzaju lenistwo. Ale myślę, że terapia wstrząsowa poprzez bloga coś z tym zrobi. Każdy mówi, że zacznie od jutra, od poniedziałku, od przyszłego miesiąca czy nawet roku. Ale wiem z doświadczenia, że terminu się nie dotrzymuje, a jedynie ustala kolejny kiedy "naprawdę" zacznie się wdrażać zmiany. Dla mnie ten termin nadszedł dziś.
I nie ma przekładania!